Zaintrygowali nas już pierwszą wiadomością, w której pytali o wolny termin i “plastyczną dokumentację”. Nie mieliśmy pojęcia co się pod tym kryje, ale odkąd poznaliśmy szczegóły wpadliśmy w to po uszy. Mieliśmy ochotę opowiadać o tym ślubnym projekcie tu… i tam…, ale złożyliśmy śluby milczenia. Istniało spore prawdopodobieństwo, że mamy gdzieś wspólnych znajomych :P.
Przyjaciele i rodzina Doroty i Dawida przyszli na zaręczynowy obiad i wino przekonani, że uczestniczą (a owszem) w niespodziance, ale zorganizowanej dla Doroty. Przejęci, eleganccy, uśmiechnięci… .W tym czasie Arek fotografował ich potajemnie, a ja towarzyszyłam ukrytej Pannie Młodej. Jak tylko pojawiła się na miejscu, ubrana w suknie ślubną – oniemieli. Niektórzy nie mogli dojść do siebie do końca tego dnia :P. Babcia Dawida powiedziała nam: “jo wiedziała, że on zaś coś wymyśli po swojymu”, w zasadzie mogłoby to być kwintesencją tej opowieści. Kiedy ludzie z pasją, pomysłem i odwagą zabierają się za wielkie projekty ( którym ślub niewątpliwie jest), to musi wyjść coś naprawdę fajnego. Dorota i Dawid spędzili pierwsze godziny swojego wspólnego życia w gronie najbliższych. We wspaniałej atmosferze pozytywnych emocji, miłości, spojrzeń, szczerych życzeń i wielu wzruszeń. Chcieli kameralnie i intymnie obchodzić ten dzień. Nie mieliśmy wątpliwości, że była to paczka ludzi, którzy dobrze się ze sobą czują. Sami czuliśmy się w ich towarzystwie bardzo sympatycznie 🙂 Tymczasem nasi Młodzi o 22 ubrali ramoneski i plecaki, poszli na PKP i pojechali w podróż poślubną. Przekonaliśmy pana Konduktora nie tylko swoim urokiem osobistym, żeby pozwolił mi przejechać drobną część trasy… .